Cześć, fajnie, że jesteś!
Zaczynając naszą przygodę z blogiem, chcielibyśmy się cofnąć w czasie do narodzin naszego synka Miłosza. Kiedy przyszedł na świat staliśmy się rodzinką w podróży.
Nasza pierwsza podróż….hmm nie była długa, trwała 4 dni. Zdecydowaliśmy się polecieć do Londynu, gdzie mieszkają nasi ziomale. Miłosz miał wtedy 4 miesiące, była to dla nas bardzo emocjonująca wyprawa. Pełna nowych i śmiesznych sytuacji. Przez to, że Miłosz miał tylko 4 miesiące nasz wyjazd do Londynu nie był wymagający. On potrzebował głównie naszego ciepła i dobrej energii. Wiadomo… Bez chillu nie ma stylu. A Miłosz chill i styl chłonął i chłonie całym sobą. My byliśmy pozytywnie nastawieni, wyluzowani, cieszyliśmy się tym, że jesteśmy we troje. Cieszyliśmy się również spotkaniem z naszymi ziomalami Paulą i Philem. To oni pokazali nam Londyn z mniej turystycznej strony i sprawili, że nasz pobyt w tak różnorodnym mieście był po prostu super. Bycie z dzieckiem nie powstrzymało nas od możliwości zwiedzania miejsc bardziej imprezowych, kulturowych i muzycznych. Miłosz zawsze był przy nas w chuście, bezpieczny, a czasem nawet sobie smacznie spał, oczywiście za sprawą słuchawek wygłuszających, które bardzo polecam dla aktywnych rodziców.
Jak minęły pierwsze podróże samolotem ? Bardzo spokojnie i przyjemnie. Kiedy byłam jeszcze w ciąży i lecieliśmy samolotem, przyjrzałam się pewnej mamie, która leciała z podobym maluszkiem jak my do Londynu. Zauważyłam u niej super sposób na odwrócenie uwagi i uspokojenie niemowlaka przy starcie i przy lądowaniu. Najprostsza i najprzyjemniejsza czynność, czyli ??? Karmienie piersią. Dzięki karmieniu dziecko czuje bliskość, spokój przy czym ssanie pomaga przy odtykaniu uszu przez zmianę ciśnienia w samolocie. Można sobie oczywiście poradzić smoczkiem lub butelką. Ale moim zdaniem cycuś mamusi to cycuś, jednak. Jak już Miłoszek się najadł i ominęła go stresująca reakcja na zmianę ciśnienia, oczywiście poszedł smacznie spać razem z tatusiem. I tak obudził się, jak już wylądowaliśmy.





